wtorek, 8 stycznia 2019

Hanys zdobywa szczyt




Żyję na szczycie góry. Tak, dosłownie. Nie jest to Kasprowy, ale też daje radę.
Trzy lata doświadczeń i codziennych zmagań. Po namowie kolegi i siostry postanowiłem podzielić się z Wami swoimi spostrzeżeniami i przeżyciami. 
Znajomi, bliżsi i dalsi, zadają w kółko to samo pytanie: czy nie żałuję? Odpowiedź jest krótka: nie.
W wieku 29 lat swojego wspaniałego, wypełnionego po brzegi korpożycia, postanowiłem wszystko wywrócić do – nomen omen– góry nogami. Wyprowadzić się w góry. Ucieczka z miasta to nie był może oryginalny pomysł, ale dla mnie i tak było to wyzwanie, zwłaszcza, że musiałem zrezygnować z pracy w korporacji po prawie 10 latach. Z górami byłem związany od dzieciństwa – rodzice mają dom w górach – więc nie było to dla mnie, Hanysa, aż tak dzikie i niedostępne miejsce, zwłaszcza że spędzałem tu weekendy i wakacje, w czasie których poznałem wielu wspaniałych ludzi.
 Fakt, że rodzice posiadają dom w górach, dużo ułatwił, ponieważ miałem gdzie zamieszkać. Niestety dzielenie domu z ojcem po 8 latach samodzielności nie do końca jest marzeniem młodego mężczyzny. Ojciec też dopiero co łapał pierwszy oddech wolności jako emeryt, ale jakoś się dogadywaliśmy.
Pewnego jesiennego poranka wybrałem się na grzyby. Nic nadzwyczajnego, pomyślicie, ale fakt, iż tego roku grzybów nie było doprowadził mnie do miejsca, w którym dzisiaj mieszkam.
Idąc przez lasy, góry i doliny natrafiłem na zarośnięty chaszczami fundament. Pomyślałem od razu: ale piękne miejsce do zamieszkania. Stałem chwilę i rozmyślałem, jak wspaniale byłoby się tu osiedlić. Po kilku minutach kontemplacji ruszyłem dalej w poszukiwaniu tych nieszczęsnych grzybów. Po przejściu kilkuset metrów polną drogą zobaczyłem piękną polanę, na której stał dom. W tym właśnie momencie zapomniałem zarówno o fundamencie, jak i o grzybach. Podszedłem bliżej i zachwycałem się widokami wokół mnie, jak i samym domem. Patrząc w jego stronę, poczułem zazdrość, że ktoś ma dom w tak pięknym miejscu i pomyślałem sobie – Boże, nic już bym od Ciebie nie chciał, jakbym miał taki dom. Uważaj, czego sobie życzysz, bo może ci się spełnić:D Teraz mam do Niego inne prośby, na przykład: Boże niech już przestanie padać śniegNiech już będzie cieplejNiech ta mgła już zniknieNiech poleci woda z kranu!(A chociaż ze spłuczki!). Pierwszej prośby wysłuchał, a potem już różnie.
Ale nie wyprzedzajmy faktów. Tej zimy przeglądałem ogłoszenia w Internecie i oto ukazał mi się mój wymarzony dom na szczycie góry. Podniecony podzieliłem się odkryciem z bliskimi i na drugi dzień z ojcem pojechaliśmy się rozejrzeć. 
Dojechaliśmy szutrową drogą do jej końca i resztę trasy, około 400 m pod stromą górę pokonaliśmy z buta.  Po dotarciu do domu marzeń, sam siebie przekonywałem, że wcale nie jest tak daleko i można ten kawałek przejść pieszo. Aha! dopóki nie trzeba tam wnieść na plecach wszystkiego, co jest potrzebne do przeżycia, zwłaszcza zimą. Jednak byłem tak podjarany możliwością spełnienia swoich snów, że nawet jeśli miałbym tę drogę pokonać przy użyciu sprzętu alpinistycznego (także tego ciężkiego), nie widziałbym większego problemu, a nawet uznałbym to za plus.  
Po rozmowie telefonicznej z ówczesnym właścicielem nieruchomości dowiedziałem się, że chętnych jest od groma, co upewniło mnie w przekonaniu, że trzeba działać natychmiast, bo to jest moje miejsce na ziemi i koniec. 
Stojąc z ojcem pod płotem i nieśmiało przez niego zaglądając, podzieliłem się z nim obawą, że ktoś kupi ten dom przede mną. Na to mój ojciec, rozochocony widać możliwością pozbycia się pasożyta, zadał mi pytanie, czy pamiętam „Ziemię obiecaną”, a zwłaszcza scenę, w której bohaterowie sikają na miejsce powstania przyszłej fabryki. Zanim usłyszał odpowiedź, wziął się do znaczenia terenu, a ja poszedłem w jego ślady. Po zakończeniu rytuału obsikiwania, oświadczył mi, że teraz już nie mam się o co martwić i że marzenie się spełni. Dla pewności jednak jeszcze przez tydzień wspinałem się na górę, żeby.... utrwalić "zaklęcie". Jeszcze pozostało mi przekonanie swojej drugiej połowy do tego, jak wspaniałe i piękne miejsce do życia dla nas znalazłem. No cóż, tak jak ja, nie przypuszczała nawet...
I tak się stało, po trzech tygodniach spełniłem swoje marzenie i zacząłem się wprowadzać. 

cdn.

                                                        https://www.facebook.com/hanysnagorze/


12 komentarzy:

  1. Ciekawa historia... 😁Chyba też zacznę zaznaczać teren😂czekam na cd. 😃

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tylko proszę się dwa razy zastanowić nad znaczonym terenem ;)

      Usuń
  2. No proszę! Kto by pomyślał, że takie piękne epistoły będziesz tworzył �� Jak sobie przypomnę nasze zmagania przed maturą, to normalnie się czuję jak matka chrzestna tego bloga ������ Brawo! Jestem z Ciebie dumna i proszę o więcej ��

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Basiu jesteś matką chrzestną, to bez dwóch zdań :)

      Usuń
    2. "Epistoła", według słowników, to długi i nudny tekst. Piękna epistoła to chyba oksymoron.

      Usuń
  3. Znam historie z osobistych opowiadan przy piwku ale czyta się jeszcze lepiej

    OdpowiedzUsuń