![]() |
| fot. Jakub Tutaj |
Pierwsze
dni przeprowadzki, która zresztą trwa do dziś, mijały w ogólnym
zachwycie i ekscytacji. Ojciec pożyczył mi samochód włoskiej
marki z napędem 4x4, który i tak już miał pójść na sprzedaż.
Nie czarujmy się, samochód ten z racji swoich rozmiarów i
przeznaczenia nie nadawał się na mój rydwan. Co chwilę słyszałem,
jak jakiś kamień czy korzeń chce mnie pozbawić rury wydechowej,
zderzaka, podwozia i tym podobnych elementów. Tak też narodził się
pomysł zakupu prawdziwej, z krwi i kości, metalu i smaru TERENÓWKI.
Zacząłem przeglądać fora internetowe i portale ogłoszeniowe, nie
wiedząc, czego tak naprawdę chcę. Może bym i wiedział czego, ale
budżet był już i tak mocno nadszarpnięty. Aż tu nagle –
jest!!! Tak, to jest to, czego szukam: UAZ 464B – radziecka myśl
techniczna sięgająca połowy ubiegłego wieku. Nie jest tak źle,
pomyślałem, przecież jest młodszy ode mnie o cały rok, a ja się
całkiem nieźle trzymam. Chwyciłem za telefon, zadzwoniłem do
gościa i co mnie ucieszyło, chciał zamienić radzieckie cacko na
włoskie, i to z dopłatą! Po ustaleniu szczegółów z Seniorem
(jeszcze właścicielem tej włoskiej mizerii) w dwa dni ruszyliśmy
nad Solinę. Wyjechaliśmy wczesnym rankiem, bo 350 km w jedną
stronę to nie lada wyzwanie, zwłaszcza że mieliśmy wracać
UAZ-em. Podroż przy akompaniamencie kwietniowego słońca minęła
stosunkowo szybko i bez żadnych przeszkód. Przynajmniej w jedną
stronę. Na miejscu zostaliśmy ugoszczeni obiadem; sprzedający
chyba wiedział, co nas czeka w drodze powrotnej i postanowił zadbać
o nasze siły. Po obiedzie, po oględzinach samochodów, podpisaliśmy
umowy i pożegnaliśmy się w miłej atmosferze, życząc sobie na
wzajem szerokich dróg. Pan jeszcze entuzjastycznie nam pomachał, z
nieukrytą radością na twarzy. Droga powrotna nie należała do
zbyt komfortowych. UAZ to nie pojazd, UAZ to stan umysłu. Jazda nim
przypomina bardziej lot na drzwiach niż jazdę samochodem. Brak
takich nowinek, jak wspomaganie kierownicy, synchronizacja biegów,
nie wspominając już o ABS-ie, czy jakimś tam gniazdku, do którego
można by podłączyć padające telefony, które chcieliśmy
wykorzystać do nawigacji. Z braku kojącego głosu Hołowczyca
nawigatorem pokładowym został mój Fater. Po przejechaniu jakichś
pięćdziesięciu kilometrów, po około półtorej godziny jazdy
trzeba było się zatrzymać i zatankować tego smoka.
![]() |
| fot. Jakub Tutaj |
Już
na stacji zrobiło się wielkie poruszenie, podobnie zresztą jak
wcześniej, gdy przemierzaliśmy wsie i miasteczka. Ludzie
podchodzili, oglądali, a nawet składali oferty kupna. Dziś z
perspektywy czasu żałuję, że żadnej nie przyjąłem. Jednak po
raz drugi w niedługim czasie zainteresowanie ludzi moim kolejnym
ziszczonym marzeniem utwierdziło mnie w przekonaniu, że to jest
właśnie to, czego chcę. Po zatankowaniu 34 litrów paliwa
bezołowiowego z dumą na twarzy ruszyłem w stronę kasy. Pani
standardowo poleciła hot-doga, kawę, za które z góry
podziękowałem, a ta niezrażona zaproponowała mi jeszcze letni
płyn do spryskiwaczy. Musielibyście widzieć jej minę, jak
wybuchnąłem śmiechem, pytając, gdzie mam go sobie wlać. Na
późniejszym etapie eksploatacji odkryłem jednak, że radzieccy
inżynierowie i o tym pomyśleli. Wróciwszy do nawigatora, który
już od jakiegoś czasu nie podzielał mojego entuzjazmu, odpaliłem
maszynę i ruszyliśmy w dalszą drogę.
![]() |
| fot. Jakub Tutaj |
Po
przejechaniu jakichś kolejnych trzydziestu kilometrów zza horyzontu
wychynęła się ogromna, czarna jak smoła chmura, która
uświadomiła mi, że po pierwsze nie wiem, gdzie się włącza
wycieraczki, a po drugie, czy w ogóle działają. Po chwili
poszukiwań, naciskaniu i przełączaniu wszystkich możliwych
wajch i knefli, natrafiłem na tę, która w nadchodzącym
armagedonie była najważniejsza. Działa, z ulgą stwierdziłem, nie
pokazując po sobie zaniepokojenia przed towarzyszem podróży.
Niestety, jak przypuszczałem, to dodatkowe wyposażenie mojego
nowego nabytku miało tylko jeden bieg, szybki bieg i żadnej
regulacji. Drażniło to przez pierwsze minuty, jak na pionowo
osadzone, co ważne: dzielone uszczelką szyby przednie, spadały
pojedyncze krople wiosennego deszczu, a zmurszałe gumy wycieraczek
niemiłosiernie skrzypiały, komponując się z hałasem silnika oraz
innych stukających, pukających i jazgoczących elementów. Na
szczęście, jak mi się wtedy wydawało, w towarzystwie pojedynczych
kropli deszczu dotarliśmy do autostrady A4. I tu – z
rozpoczynającym się zmasowanym atakiem matki natury na nasz wóz
bojowy – zaczęły się schody. Szybko pracujące wycieraczki
okazały się zbyt wolne, bo wszystkie mijające nas auta, co nie
było niczym nadzwyczajnym (prędkość maksymalną mieliśmy w
porywach 80 km/h, więc brał nas każdy), zalewały nas ścianą
wody, a ciężarówki chciały po prostu zatopić. Woda wpływała do
środka każdą możliwą szczeliną przez drzwi, okna, nawiewy.
Najgorsza była ta cholerna uszczelka na środku przedniej szyby,
spod której lała się woda jak z kranu wprost na moją prawą
stopę. Po chwili mówię do nawigatora, że trzeba to czymś zatkać,
tak więc mój dzielny kompan zaczął przeszukiwać torbę z
rzeczami pozbieranymi z jak wspaniałego i szczelnego samochodu
pozostawionego gdzieś w bieszczadzkiej głuszy. I tak po kolei
wyciągał jakieś moje majtki, które musiały się zawieruszyć
przy przeprowadzce, gąbki, skrobaki do szyb, ładowarki, gumy do
żucia i inne tego typu „przydasie” niezbędne każdemu kierowcy.
Tak więc najpierw zaczęliśmy zatykać dziurę pod uszczelką
gąbką, majtki okazały się nie do przecenienia przy przecieraniu
szyb, bo te parowały, jakby jechało z nami dziesięciu górników
po barbórce. Gąbka, która dzielnie uszczelniała ową dziurę,
musiała po jakimś czasie skapitulować i zaczęła przesiąkać. I
co teraz? Odpuściłbym, i tak miałem już całą nogę mokrą, ale
nie pamiętam, żeby mnie coś tak kiedyś wcześniej drażniło, jak
ta lejąca się po niej woda. „Mam! – wykrzyknąłem do ojca –
Dawaj gumy!”. Wyciągnął je z reklamówki ze znanym nam wszystkim
logo i mi podał.
![]() |
| fot. Hanys na Górze |
![]() |
| fot. Hanys Na Górze |
cdn.
https://www.facebook.com/hanysnagorze/





Z niecierpliwością czekam na więcej �� Pozdrawiam ��
OdpowiedzUsuńDziękuję :)
UsuńBrak skrupułów do prowadzenia jakichkolwiek pojazdów natomiast UAZ budzi u mnie respekt taki Spartan że boisz się że palce polamie
OdpowiedzUsuń;)
OdpowiedzUsuń